Lubuskie warte zachodu?
Lubuskie warte zachodu? Chyba nie. Jako manager jestem wpieklony ilekroć dotrę na zachodni koniec Polski. Relatywnie nic tu nie ma, żadnej infrastruktury dla pokolenia Y. Są jeziora, ale co z tego? Docieram w tą część Polski mniej chętnie.
Jeżdżę na rozmaite polskie pojezierza korzystać z wyciągów do wakeboardu. Nie można sobie wyobrazić bardziej widowiskowego sportu. Mało w której dyscyplinie można sobie trzaskać w miarę bezpieczne flipy i salta. Nie jestem żadnym wypasionym zawodnikiem, ale znam takich wymiataczy którzy robią takie ewolucje, jakieś raleye, że wara opada. Mieszkają w Niemczech, tam jest około 80-90 wyciągów w 65. lokalizacjach.
Na świecie wyciągi są w 34 krajach, jest ich około 300 W Polsce jest ich kilka, po jednym na każdym pojezierzu. Często ich budowę sfinansowały miejscowe samorządy, ze dwa są prywatne. Z tego co się dowiadywałem, koszty takiej inwestycji to ok. 800-900 tys. PLN (ok. 200 tys. euro). Ceny biletów po stronie niemieckiej są kilkakrotnie wyższe więc bardzo możliwe że wyciąg do wake’a (łejka) przy polskiej granicy zachodniej byłby megastrzłem w dziesiątkę. Po stronie niemieckiej wyciągi są co kilkadziesiąt kilometrów.
Technika ewolucji na takich wyciągach polega na wytworzeniu oporu, nacisku, deską o wodę, i pociągnięcia linki wyciągu, tak że jesteśmy „katapultowani”, wybijając się od wody. Mamy wtedy czas na efektowne raleye, beer-spiny i graby. Oczywiście, można walnąć o taflę jeziora przy pełnej prędkości, ale trudno się połamać, jak na innych tego typu sportach. Gdy się uczyłem, uległem namowom jakiegoś 12-latka i wjechałem na wakepark, teren pełen kickerów i boxów, różnych przeszkód. Niestety, dla początkujących nie było tam różowo, choć ów młody skejt pokonywał to z łatwością. Ponadto starsze osoby jeżdżą na takich wyciągach na nartach wodnych. Są też różne wynalazki w stylu wake skate’a. Nie jest to też rzecz dla słabeuszy, po całym dniu ujeżdżania fal zwykle padam na łóżko, i mam zakwasy przez cały następny dzień.
A. Fularz
Niezbyt aktualna lista wyciągów: http://www.cablewakeboard.net
Jeżdżę na rozmaite polskie pojezierza korzystać z wyciągów do wakeboardu. Nie można sobie wyobrazić bardziej widowiskowego sportu. Mało w której dyscyplinie można sobie trzaskać w miarę bezpieczne flipy i salta. Nie jestem żadnym wypasionym zawodnikiem, ale znam takich wymiataczy którzy robią takie ewolucje, jakieś raleye, że wara opada. Mieszkają w Niemczech, tam jest około 80-90 wyciągów w 65. lokalizacjach.
Na świecie wyciągi są w 34 krajach, jest ich około 300 W Polsce jest ich kilka, po jednym na każdym pojezierzu. Często ich budowę sfinansowały miejscowe samorządy, ze dwa są prywatne. Z tego co się dowiadywałem, koszty takiej inwestycji to ok. 800-900 tys. PLN (ok. 200 tys. euro). Ceny biletów po stronie niemieckiej są kilkakrotnie wyższe więc bardzo możliwe że wyciąg do wake’a (łejka) przy polskiej granicy zachodniej byłby megastrzłem w dziesiątkę. Po stronie niemieckiej wyciągi są co kilkadziesiąt kilometrów.
Technika ewolucji na takich wyciągach polega na wytworzeniu oporu, nacisku, deską o wodę, i pociągnięcia linki wyciągu, tak że jesteśmy „katapultowani”, wybijając się od wody. Mamy wtedy czas na efektowne raleye, beer-spiny i graby. Oczywiście, można walnąć o taflę jeziora przy pełnej prędkości, ale trudno się połamać, jak na innych tego typu sportach. Gdy się uczyłem, uległem namowom jakiegoś 12-latka i wjechałem na wakepark, teren pełen kickerów i boxów, różnych przeszkód. Niestety, dla początkujących nie było tam różowo, choć ów młody skejt pokonywał to z łatwością. Ponadto starsze osoby jeżdżą na takich wyciągach na nartach wodnych. Są też różne wynalazki w stylu wake skate’a. Nie jest to też rzecz dla słabeuszy, po całym dniu ujeżdżania fal zwykle padam na łóżko, i mam zakwasy przez cały następny dzień.
A. Fularz
Niezbyt aktualna lista wyciągów: http://www.cablewakeboard.net
Komentarze
Prześlij komentarz